W „Minari” w reż. Lee
Isaaca Chunga bohaterowie dorabiają sobie selekcjonując kurczaki; można by
nieco prześmiewczo powiedzieć, że są specjalistami od gender. Oddzielają kury
od przyszłych kogutów, skazując te drugie na śmierć, bo jak wyjaśnia to synowi
Jacob – faceci są w gruncie rzeczy niepotrzebni. I powinni nieustannie
udowadniać, że ich istnienie ma sens. Sam bohater temu w gruncie rzeczy
poświęcił swe życie – próbuje wykazać swą przydatność dla rodziny; to, że
potrafi zapewnić jej bezpieczeństwo i byt. Do tego stopnia angażuje się w
rozwój farmy specjalizującej się w produkcji jarzyn wykorzystywanych w kuchni
koreańskiej, że umyka mu zasadnicza motywacja i cel tego poświęcania się, czyli
rodzina. W pewnym sensie film zapowiada coś, o czym współcześnie już sporo się
mówi, czyli kryzys męskości, lecz akcja gdzieś w latach 80. umieszczona, w
czasach Reagana i otwierania się Korei na świat.
Znowu rodzina. Mógłbym pomyśleć, że temat ten niczym fatum
prześladuje tych, którzy na tym polu ponieśli porażkę, czyli między innymi mnie.
Mógłbym – gdyby nie to, że przecież ten temat w tak oczywisty sposób jest
obecny w kulturze, pojawia się wszędzie, więc dostrzeganie go nie świadczy ani
o fatum, ani o przenikliwości, a nawet nie o tym, że moje spojrzenie jest
uwarunkowane i wszędzie to widzę.
Film o nowym otwarciu. Bliżej nieokreślony kryzys chyba
poprzedzał przeprowadzkę Moniki i Jacoba do Arkansas. Dali sobie szansę, która
już na początku została poddana ryzykownej próbie, bo oczywiście to facet przede
wszystkim postanowił wprowadzić w życie swój pomysł na ich wspólną przyszłość,
nie konsultując szczegółów z żoną. Monica po początkowej próbie buntu lojalnie daje
szansę Jacobowi czy szerzej – rodzinie. I znowu, podobnie jak w Stramerze, mój szacun jest po stronie kobiety,
która cierpliwie towarzyszy mężowi w realizacji przede wszystkim jego ambicji. Ale
ten podziw wobec postawy żony podszyty
jest dwuznacznością. Bo wynika z niego proste egoistyczne oczekiwanie wobec
partnerek – bądźcie jak Monica czy Rywka. I umyka nacechowanie tych kobiecych postaw
tragizmem – bo zakładając, że stać je na skuteczny bunt, który zresztą w końcówce
filmu Minari się pojawia, to niezgoda
żony na los podporządkowany mężowskim pomysłom na życie automatycznie łączy się
przecież z rozpadem rodziny. Bo nadal trudno sobie wyobrazić sytuację, że w momencie
dramatycznego wyboru, i tak jest też w filmie Chunga, mężczyzna porzuci swe
plany, by w imię ocalenia rodziny towarzyszyć partnerce w realizacji jej
planów. Smutne to o tyle, że i w filmie, i w przywoływanej tu co rusz książce,
podstawowym celem kobiety jest spójność rodziny a nie, powiedzmy, samorealizacja,
kariera czy wprowadzanie w życie jakiejś idée fix. W jej wypadku, w
przeciwieństwie do męża, rodzina nie stanowi instrumentalnie traktowanej wartości,
która w sztuczny sposób tłumaczy zaangażowanie w realizację ambicji, będących
celem zdecydowanie istotniejszym.
Jest to następny film o amerykańskiej prowincji. Kolejny dowód
na to, że można o niej w nieskończoność, a i tak obraz, który pozostanie nam w
głowach szczątkowy bardzo będzie. Śmieszą mnie wypowiedzi, na które czasami się
natykam, w sposób jednoznaczny i niemal kategoryczny ujmujący tak zwaną prawdę
o Ameryce w sądach rozpoczynających się od frazy Ameryka jest taka a taka….. byłem, widziałem i wiem, co mówię… (zresztą,
mam dystans do wszelkich kategorycznych i jednoznacznych wypowiedzi na temat świata
i ludzi). To Arkansas w Minari jawi
się jako miejsce w sumie otwarte na inność, imigranci z Korei przyjęcie są
przez miejscowych bez żadnego oporu. W zasadzie tylko jeden chłopak pyta
Davida, dlaczego ma taką płaską twarz. Jest to świat o specyficznej
religijności, do czego filmy amerykańskie zdążyły już nas przyzwyczaić. Stanowi
to też zresztą jeden z bardziej tajemniczych aspektów tej opowieści. Paul ze
swoja dziwaczną magią podszytą chrześcijaństwem przeciwstawiany jest racjonalnemu
podejściu do życia Jacoba. Po obejrzeniu filmu nie do końca jestem pewny, która
z tych postaw jest w życiu bardziej pożądana. Nie ma wątpliwości, że na
racjonalnym światopoglądzie Jacoba pojawiły się istotne rysy. Wiele momentów
tego filmu świadczy niewątpliwie o tym, że los człowieka uzależniony jest od czynników
nieprzewidywalnych, których źródła tkwią w wymykającej się ludzkiemu poznaniu
naturze a także w meandrach ludzkiej psyche, która może być źródłem tak
katastrofy, jak i następującej po niej nadziei. A uosobieniem tychże jest
niewątpliwie babcia, narażona na ciągłe zarzuty Davida, że jest jak niebabcia,
dzięki której film nosi taki a nie inny tytuł. Minari – tradycyjna roślina
koreańska, która może się rozwijać w bardzo różnych warunkach, stając się
symbolem przetrwania.
Bo, że wrócę do tematu rodziny, ludzkie bycie razem nie
polega na tym, że cieszymy się sobą, gdy jest dobrze; istota rzeczy polega na,
jak podkreśla to Monika, czy wręcz zarzuca mężowi, wzajemnym podpieraniu, gdy
jest źle.
x