niedziela, 9 maja 2010

By podtrzymać życie mego bloga

To będzie jeden z wpisów bez związku z jakimś tam życiem kulturalnym.
Ale gdy się było w Paryżu...

Nie znoszę wycieczek. Nie znoszę przewodników.
Nie znoszę pośpiechu.
I nawet nie o to chodzi, żeby mi ktoś jakieś mądre rzeczy opowiadał (niezastąpiona Ania), ale żebym mógł pobyć, żebym nie musiał myśleć w najbardziej niezwykłym miejscu, które w swoim długim życiu widziałem - w katedrze w Chartres - że już się spóźniłem do autokaru. I ktoś mi to wypomni... ktoś, kogo wcześniej poganiałem, bo za długo robił zakupy...

Nie muszę wyjeżdżać. Coraz mniej rzeczy robi na mnie wrażenie.
Tak naprawdę, było tak zawsze.
Bycie obok...

Przyglądanie się rewolucji hormonów (bo to wycieczka szkolna) i stercie kamieni.
Które człowiek poukładał we wzór, który nie wiadomo dlaczego ma zachwycać...
Tajemna wiedza humanistów i erudytów.
Wiedza będąca źródłem orgazmu mentalnego.
A po drugiej stronie konsumpcjonizm, materializm i hedonizm.
Czy tylko te dwie strony istnieją?
Bo nie należę do żadnej z nich.


Paryż - miejsce, w którym można zrobić bardzo dużo zdjęć, więc nie warto brać aparatu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz