Bywa, i to często, że wśród postaci wykreowanych w
literaturze, filmie, teatrze pojawiają się takie, w wypadku wypowiedzi których
skłonni jesteśmy dostrzegać punkt widzenia autorski, tzw. porte-parole. Takie utożsamianie bohatera z autorem jest oczywiście
bardzo ryzykowne i powinno być traktowane z dużą ostrożnością. Szczególnie w
wypadku Szekspira, o którym tak niewiele.
Szekspir bardzo często korzystał z pomysłów innych autorów.
Ponoć każdy jego utwór posiada jakiś pierwowzór. Inne to były czasy i prawami
autorskimi nie bardzo się przejmowano. Pierwowzorem Jak wam się podoba był romans Rozalinda.
Złota spuścizna Eufuesa: znaleziona po jego śmierci w jego celi w Silexedra.
Pozostawiona w spadku synom Filautusa, wychowanym z ojcem w Anglii. Odzyskana
na Wyspach Kanaryjskich. Przez T.L., szlachcica (śliczny tytuł, nie mogłem
sobie darować przytoczenia go w całości) Th. Lodge’a. Większość postaci
występujących w dramacie Stratfordczyka przejętych jest z tego romansu. Swego
pierwowzoru nie posiada jednak Jakub, Jakub melancholik, który z dystansu
spogląda na rozgrywające się przed jego oczyma wydarzenia. Troszkę go to,
myślę, predestynuje do tego, by upatrywać w jego spojrzeniu na tę rzeczywistość
autorski punkt widzenia. A nawet jeśli nie, to świetnie nadaje się na kogoś,
kto na scenie pełni rolę, jeśli nie chóru, to przynajmniej poważnie
traktowanego komentatora.
Ale nie tylko on. Jest jeszcze błazen. Postać, która w
sposób szczególny naznaczona jest kulturowo. Tak jak Kasandry nie traktuje się
poważnie, bo szalona, tak błazna się lekceważy, bo nomen omen – niepoważny. A ten, z tej sztuki, nosi znaczące imię Touchstone – kamień probierczy („oszlifowany łupek krzemionkowy, służący do określania
przybliżonej zawartości metali szlachetnych w stopach jubilerskich” – SJP,
bardzo to symboliczne), co różnie tłumaczone jest: u Słomczyńskiego (z
którego korzystam cały czas popuszczając wodze myślątkom swym o tym dramacie)
jest to Probierczyk. Bywa też Lakmusem – kimś, kto „jest miernikiem i
wskaźnikiem otoczenia, w którym się znajduje” (cytat a także kilka informacji,
którymi się tu popisuję, zaczerpnąłem z książki Jacka Bolewskiego Objawienie Szekspira). A więc mógłby i
on być porte-parole. Często komentuje
on w przewrotny sposób świat go otaczający, sam także, jak już o tym była mowa,
przez swój błazeński związek z Audrey obnaża śmieszność strategii miłosnych
(ale także to on nazywa rajfurem pasterza, który kojarzy młodą owieczkę ze
starym baranem – czyż nie jest to temat uniwersalny, którym miłośnicy zwierząt
powinni być żywo zainteresowani). Ale dziś pewnie wybrzmi w szczególny sposób inna
z jego wypowiedzi: „Szkoda to wielka, że błaznom nie wolno się mądrzyć, gdy
mądrzy się błaźnią”.
Może więc obaj? Boć przecie Jakub jest wyraźnie
zafascynowany Probierczykiem i jego poglądami wygłaszanymi w środku lasu.
Ardeńskiego. Do tego stopnia, że sam chciałby zostać błaznem. Co w pewnym
sensie ma miejsce (gdy Orlando mu radzi by poszukał błazna w stawie, czyli we
własnym odbiciu).
Jakub przygląda się światu z melancholijnego dystansu. Różne
mogą być jego przyczyny. Niektórzy uważają (oprócz współczesnych komentatorów jest
wśród nich i Książę Senior), że po hulaszczym życiu pełnym wyuzdania (opinia
Księcia) obecna sytuacja wygnania może być źródłem sporego dyskomfortu. Do tego
stopnia, że Książe zarzuca mu: „wszystkie wrzody i skrofuły […] Pragniesz
wyrzygać z siebie na świat cały”. Być może tak jest. Ale przecież z nie jedną
metamorfozą postaci mamy do czynienia w tej sztuce. I, jak już pisałem, są one
mocno niewiarygodne. Szczególnie ta dotycząca Fryderyka. Ale i Olivera
przebudzenie w aurze przemiany budzi me wątpliwości. Jakub natomiast jako
jedyny z tego całego towarzystwa pozostaje w Lesie Ardeńskim. Nie wraca do tego
świata, który znowu, jak na komedię przystało, stanął otworem przed wygnańcami.
Wygląda na to, że jego przemiana jest trwalsza niż pozostałych. Nie czyniłbym
więc zarzutu z tego, że wcześniej czerpał z życia pełnymi garściami, prowadząc
rozpustne życie. Może właśnie dzięki temu poznał je w pełni i żadne pokusy już
nie są dla niego kuszące.
„Nie chcę rozrywek płochych tego świata/ Idę w jaskini
szukać twego brata” – mówi do Księcia Seniora. Czy chce się czegoś nauczyć od z
nagła nawróconego Fryderyka? Może… ale, jeśli się weźmie pod uwagę wcześniejsze
jego przemyślenia, sceptycyzm, którym naznaczone jest jego spojrzenia na
ludzkie zapasy z życiem, to wyobrazić sobie możemy, jak z dużą dozą wątpliwości
przysiada pod jakimś drzewem nieopodal pustelni Fryderyka i oczekuje momentu, w
którym przemiana tego ostatniego okaże się płocha i rodem z komedii właśnie.
Kilkakrotnie w tym moim pisaniu o Jak wam
się podoba dawałem wyraz mym wątpliwościom co do wiarygodności takiej
prawdy o człowieku a przede wszystkim losu nim władającym, która zawarta jest w
tej sztuce. Ten fałszywy ton jest, moim zdaniem, świadomie wpisany w tę sztukę.
On jest jednym z jej tematów. I stąd to moje wyobrażenie Jakuba z ironicznym
uśmieszkiem obserwującego Fryderyka, który, niczym współczesny bogaty biznesmen
odreagowujący korporacyjny stres podczas wyjazdu na wakacje z jogą,
wykorzystuje pustelniczą jaskinię do naładowania baterii przed kolejnymi
starciami w kapitalistycznym świecie.
Bo dla Jakuba to jest teatr. To on wypowiada ten jeden z
najsłynniejszych monologów Szekspirowskich: „Świat cały jest sceną:/ Wszyscy
mężczyźni i wszystkie kobiety/ Są aktorami jedynie i mają/ Wejścia i wyjścia”. To
on mówi o siedmiu rolach, które do odegrania ma każdy człowiek przed zejściem
ze sceny, z których do mnie już dziś szczególnie przemawia ta ostatnia „która
kończy/ Tę pełną zdarzeń, przedziwną kronikę,/ To niemowlęctwo nowe i
niepamięć/ Bez zębów, oczu, smaku, bez wszystkiego”.
Ta wizja świata jako teatru i ludzi jako aktorów jest
kolejnym powodem, dla którego byłbym skłonny obsadzić Jakuba w roli najbardziej
autorskiego komentatora w tej sztuce.
Przecież można by w jego usta włożyć ( w jednym spektaklu, a dlaczego nie?)
któryś z monologów Hamleta.
I to by było na tyle, kilka godzin przed premierą Jak wam się podoba.