No chce mi się ostatnio powracać do Otella. Więc jeszcze co nieco tu będzie. Takie cykliczne moje fascynacje. A dramat ten zawsze mnie swym zasadniczym tematem, czyli zazdrością, fascynował. Zresztą coraz częściej tak mam, że poszczególnym aspektom, problemom, wątkom, postaciom, obecnym w przywoływanych tu dziełach kolejno co jakiś czas przyglądać mi się chce, pisanie uskuteczniając. I powracać do już jakoś dotkniętych przeze mnie wcześniej.
Jak
już jakiś czas temu pisałem coś tam, że Otello
tym się różni od Zimowej opowieści,
że poczwara zazdrości z pomocą, by takiego wymyślnego pojęcia użyć, metody
majeutycznej na świat przychodzi, położny o imieniu Jago do jej narodzin się
przyczynia. Jest to pewnie dość ryzykowna metafora, bo zakłada, że ona gdzieś
tam w podziemnych korytarzach psyche Otella umościła sobie miejsce, zanim
jeszcze Jago przystąpił do działania. Jest to niewykluczone. Czy w każdym z nas
już zarodek jakowyś tego rodzaju się lęgnie, gdy cieplejsze uczucia do drugiego
człowieka się rodzą – nie wiem. Dramat Szekspira pokazuje, że spotkany na
drodze naszej Jago, potraktowany nazbyt lekkomyślnie, może swymi działaniami
nawet najbardziej, wydawałoby się, czyste uczucie przewrócić na nice.
I
dlatego warto tą postacią troszku, a ja nawet bardziej (bo na jednym wpisie
pewnie się nie skończy), się zająć.
Według
niektórych to on właśnie, Jago, jest głównym bohaterem Otella, taki negatywny pierwowzór Prospera. Teatralnego demiurga.
Kim
jest?
Jago
to ciemna otchłań ludzkiej psyche. I można powiedzieć, że bohater z lubością
się po tej głębinie przechadza. Słowacki, wielbiciel Szekspira, kreując postać
Szatana, który w szpitalu podcina gałąź sensu, na której usiłuje się utrzymać
Kordian, zapewne w tyle czachy miał Jaga właśnie. Ciemność tej postaci staje
się tym bardziej wyrazista, gdy uświadomimy sobie, z jaką radością realizuje
swoje kolejne dramatyczne pomysły. To Mefistofeles z Fausta (tyle że radosny), którego obecność na scenie tak tłumaczy
Pan: „Przesadna gnuśność razi mnie u ludzi,/ Bezwładu zaraz chcieliby,
zacisza;/ Przydaję więc im chętnie towarzysza,/ Co jako diabeł działa, budzi,
judzi”. Jago, wkraczając do akcji, mógłby też swe motywacje ubrać w słowa
Baudelaire’a: „Gdy deszcz robi ze świata olbrzymi kryminał/ I kraty naśladuje
gęstwa wodnych smug,/ I w mym mózgu swe lepkie sieci porozpinał/ Lud oślizgłych
pająków – najwstrętniejszy wróg”. To Swidrygajłow zapatrzony w swą wizję
wieczności: „A nuż zamiast tego wszystkiego […] jest tylko jedna izba, coś w
rodzaju łaźni wiejskiej, zakopcona, z pająkami we wszystkich kątach, a nuż to
właśnie jest wieczność. […] czasem wydaje mi się, że tak właśnie jest
naprawdę”. Swidrygajłow popełniający samobójstwo w strugach deszczu. Jago
przychodzi z krainy paryskiego i rosyjskiego spleenu. Radosna uciecha czynienia
zła jest jego byciem. To ucieczka z wilgotnego pokoju pełnego pająków. Cóż może przeciwstawić mu prostolinijność Otella? Tu nie terapeuty potrzeba by, a egzorcysty. Gdyby on
także nie występował na pustej scenie marionetek.
W.
H. Auden twierdzi, że Jago „stanowi egzemplifikację idei acte gratuit”, że jego zło jest bezinteresowne, karmi się samym
sobą. Przemawiać za taką interpretacją mogłaby satysfakcja, jaką czerpie on z
efektów swego działania. Można jednak wśród jego wypowiedzi znaleźć takie,
które wskazują jednak na przyczyny, i to bardzo ludzkie. „Służę mu by wszystko
odpłacić” – chodzi o pominięcie go w awansie na namiestnika. Otello mianował
Cassia. Poczucie krzywdy jakże zrozumiałe. H. Bloom nazwał to „ontologiczną
degradacją”, której doświadczył od Otella. Poczucie utraty tożsamości prowadzi
go do zemsty na Bogu, któremu wiernie służył. Skoro Otello nie docenił jego
lojalności i oddania, to on swymi działaniami doprowadzi do degradacji tego
Boga. A wykorzystuje w swym działaniu coś, o czym już niedawno pisałem i o czym
ktoś dużo mądrzejszy ode mnie napisał: „Jago manipuluje Otellem, wykorzystując
cechę, która łączy Maura z zazdrosnym Bogiem Żydów, chrześcijan i muzułmanów,
czyli jego ledwie zamaskowaną wrażliwość na zdradę. Jahwe i Otello są tak
podatni na zranienie, ponieważ zaryzykowali, obdarzając uczuciem kogoś poza
sobą” (H. Bloom). Łączy się to z tym tematem, który warto by było podjąć w
odniesieniu do Tronu we krwi
Kurosawy, temat też mi bliski – bycie tym drugim, w cieniu, niedocenianym.
Kurosawa dostrzegł ten problem w postaci Makbeta. Jago także, a może nawet
bardziej, znalazł się w sytuacji, w
której bardzo trzeba by poskromić własne
ego, by nie uruchomić drzemiących w człowieku ciemnych sił reakcji. Jago na
pewno nie należy do tych, którzy pokornie gotowi są do zajęcia wskazanego im miejsca
(„W nas samych leży, czy jesteśmy tacy, czy inni”), to wyznawca Woli.
Ale
Jago w pewnym momencie wyznał: „ja także ją kocham”, mając Desdemonę na myśli
oczywiście. Wprawdzie dodaje, że „bez wielkiej żądzy”, lecz trudno by było
inaczej, skoro uważa, że żądza obudzona być może jedynie „za zgodą woli”. Aż
dziw bierze, że ten übermensch doświadcza zazdrości jak każdy inny śmiertelnik:
„myśl o tym szarpie/ Moje wnętrzności jak zgubny minerał/ I nic mej duszy ukoić
nie zdoła”. Więcej – podejrzewa on Cassia, iż sypiał z jego żoną („obawiam się bowiem,/ Że Cassio także sypiał
w moim czepcu”) i dlatego podwójnie (bo i za ukradzione w jego przekonaniu
namiestnictwo) na rękę mu jego wplątanie w plany zemsty.
Trudno
więc uznać, że działania Jaga mają charakter czynu bezinteresownego na miarę
Lafcadia z Lochów Watykanu A.Gide’a.
Kreując tę postać na scenie można natomiast ukazać, jak rozsmakowuje się w swym
dziele, jak z resentymentu zrodzone pragnienie zemsty staje się celem samym w
sobie, niemal sztuką dla sztuki. Jago z żołnierza staje się artystą. Oczywiście
takim, jak choćby Byron, czyniący ze zła przedmiot estetyczny. Z pokolenia
tych, dla których tożsamość piękna, dobra i prawdy przestała mieć rację bytu.
cdn