piątek, 5 czerwca 2015

Konwicki, Oksanen i inne wploty


Jakoś po tych rozważaniach na temat funkcjonowania różnego rodzaju proroków w społeczeństwie nie mogłem uwolnić się od skojarzenia z Kowalskim-Malinowskim z "Salta" Konwickiego; pisarza, który na moment śmiercią swoją paradoksalnie o swym istnieniu przypomniał. Lecz w postać wykreowaną przez Zbigniewa Cybulskiego niemal od początku wpisana jest niepokojąca wieloznaczność, która mnie zawsze skłania do spojrzenia z dystansu na nasze romantyczne uniesienia. Bo gdy nazbyt poważnie są traktowane we wstydliwą groteskę się przemieniają. Albo groźną - jak w "Tangu" Mrożka. Kowalski-Malinowski z całym bagażem tradycji związanej z bohaterem romantycznym i przeszłością okupacyjną naznaczoną koszmarnymi wspomnieniami walki partyzanckiej bywa momentami żenujący a jednocześnie, na co wskazuje przecież jego nazwisko, nie mamy wątpliwości, że jest on uosobieniem naszych prywatnych lęków i uniesień, że, tak jak on, niesiemy w sobie przez życie splot heroizmu i śmieszności, że w snach i marzeniach kreujemy siebie dość podobnie. Właśnie - sny... kolejne moje skojarzenie... czytam ostatnio Sofi Oksanen i te jej rozliczenia z estońską przeszłością też mi się z Konwickim kojarzą. Przede wszystkim z "Sennikiem współczesnym" ... ale też z zapomnianym już bardzo "Czarnym potokiem" Buczkowskiego... a i Odojewski gdzieś mi się plącze po pamięci... Czy tylko temat- wojna - jest tym, co łączy? Byłoby to za proste... tym, co skojarzenia nomadyczne wyzwoliło, to pewnie poszukiwanie narracji, która odpowiadałaby skomplikowanej sytuacji prezentowanej w tych powieściach. Ucieczka od linearności i pozorów obiektywizmu. Spojrzenie z perspektywy wielu, niekoniecznie skorelowanych ze sobą, podmiotów. Częste zagubienie czytelnika w świecie przedstawionym analogiczne do sytuacji bohaterów powieści. A także - u Oksanen i Konwickiego - nałożenie na to perspektywy bardzo współczesnej.
Podobnie, jak do "Oczyszczenia", do lektury "Gdy zniknęły gołębie" przyciągnęła mnie ciekawość estońskiej historii. Jak i w poprzedniej powieści, tak i w tej, mamy do czynienia z próbą oswojenia związku Estończyków z nazistami. Przekonująco przedstawione zostało powitanie Niemców w 1941 jako wyzwolicieli spod bolszewickiego jarzma.
Małe narody, będące pod panowaniem Tych Wielkich, strasznie muszą kombinować i lawirować, by w tym świecie jakąś sensowną przestrzeń wolności dla siebie wywalczyć. To samo było z Irlandią przecież, co uświadomiłem sobie po lekturze "Marzenia Celta" Llosy" (do lektury tej nudnawej według mnie pod względem literackim książki skłoniła mnie obecność wątków dotyczących tego, co światli Europejczycy wyprawiali na terenach Konga Belgijskiego, co oczywiście z "Jądrem ciemności" mi się skojarzyło [i słusznie, bo Conrad na kartach tej powieści też się pojawia], ale w trakcie lektury okazało się, że Llosa przywołał w niej i inne miejsca, w których kultura tak zwanego Zachodu objawia swoją nieobliczalną, nastawioną pragmatycznie na zysk tylko [tak, tak - lewackie to] hipokryzję), w której to Roger Casement podczas wprawdzie I wojny światowej, ale dogaduje się z Niemcami, by z irlandzkich jeńców stworzyć brygadę, która miałaby walczyć z brytolami o wolność ich wyspy (to jest niesamowite, że Irlandczycy byli pozbawieni niepodległości przez 750 lat.... ale tego tematu już musnąłem, pisząc o "Głodzie"). Zdrajcami się stali ci Irlandczycy czy nie ? Casement został stracony, więc zdanie Rządu Jego Królewskiej Mości było jednoznaczne, co oczywiście nie dziwi. A czy można jego śmierć traktować w kategorii ofiary, skoro w 1921 roku Irlandia wywalczyła autonomię? Sam Casement nie lubił postawy ofiarniczej. W książce mamy do czynienia z charakterystyczną i jakże bliską naszym sporom wymianą zdań; Casement, niechętny ofiarnictwu, formułuje swoje zastrzeżenia co do sensowności powstania wielkanocnego: "Ci wszyscy młodzi ludzie pójdą na pewną śmierć, będą mięsem armatnim, ojcze. Z karabinami i pistoletami, z których nawet nie będą umieli wystrzelić. Setki, tysiące niewinnych ludzi takich jak oni naprzeciw dział, karabinów maszynowych, oficerów i żołnierzy najpotężniejszej armii świata. Po to, by nie uzyskać niczego. Czy to nie straszne?", na co otrzymuje odpowiedź: "Poświęcić się w ofierze, zginąć na ołtarzu. Czy nie tak uczynił Chrystus?". Jak się okazuje, nie mamy monopolu na myślenie o powstaniach kolejnych w kategoriach ofiary.
Estonia wchodząca w układ z Niemcami także przechytrzyć jakoś historię chciała. A później Leśni Bracia, po wkroczeniu bolszewików, jak co niektórzy w dorzeczu Odry i Wisły, liczyli na ofensywę Zachodu (warto może zauważyć, że ich ostatni żołnierz wyklęty zginął w pułapce w 1976 roku... ). W powieści Oksanen opcję, nieufności do Niemców i wrogości wobec bolszewików, reprezentuje Roland- prostolinijny, bezkompromisowy i uczciwy wyznawca wolności.
Pisząc o „Roku 1945” spersonifikowałem Polskę jako kobietę o dość nieciekawej aparycji; w książce Oksanen taką figurą losu Estonii mogłaby być Juudit, poza dwójką męskich bohaterów, najważniejsza postać w powieści.
Wychodzi za mąż za faceta, który oszołomił ją opowieściami o swoich lotniczych marzeniach. Okazał się on impotentem, ale oficjalnie para funkcjonowała jako zgodne i szczęśliwe małżeństwo. Jej mąż, o czym w innym poście, wiązał się z wszystkimi, którzy przejmowali władzę w Estonii; ona zaś, wykorzystując nieobecność do niczego nieprzydatnego i niekochającego ją męża, zakochała się w oficerze niemieckim i z nim przeżyła chyba najszczęśliwsze lata swego życia (z punktu widzenia metafory, która mi się snuje po głowie, ma to istotne znaczenia, ponieważ narracja prowadzona jest z perspektywy lat 60, więc ostatnie szczęśliwe dni niepodległości są dość odległe). A po wojnie, gdy mąż angażuje się w coraz bardziej skurwielskie działania na rzecz okupanta rosyjskiego, popada  stopniowo w obłęd obrazując w tten sposób stan narodowego sumienia.
Taka parabola.

Kto ma uszy do słuchania…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz