poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Jeden dzień w Zwierzyńcu


Spróbuję, jak to w początkach tego bloga bywało, na skróty dzisiaj i krótko, tak by jeden dzionek, czyli cztery filmy, w tym uroczym miasteczku roztoczańskim ogarnąć. Może później coś więcej na któryś, zwyczajnie rozkiminiać i dzielić włos na czworo będę; póki co - bardziej fragment nieistniejącego notesiku festiwalowego i pytania, na które ewentualnie kiedyś, czy też toposy bez specjalnego rozwinięcia.
Prawie codziennie wybieram coś z klasyki; tym razem było to "Wszystko o Ewie" Josepha Mankiewicza z 1950 roku. Piękny początek dnia. Świetnie skonstruowane kino. Akcja filmu rozgrywa się w środowisku teatralnym, które wydawałoby się (ale to niekoniecznie prawda), najbardziej podatne jest na teatralizowanie całej swej egzystencji. Fajne jest to, że bohaterowie mają pełną tego świadomość i czasami zaznaczają, że np. podczas spektaklu, który bohaterka wykreowana przez Betty  Davis odegrała podczas przyjęcia, zabrakło trzeciego aktu. I ta ostentacyjna wręcz zabawa toposem świat teatrem bawi widza, a samoświadomość bohaterów czyni ich sympatycznymi. Lecz za kulisami tego codziennego spektaklu rozgrywa się, także jak najbardziej środkami teatralnymi wygrywana, walka o sukces, o miejsce na podium pośród podziwianych gwiazd (a skoro o gwiazdach i to kobiecych, to musi być i o starzeniu się, przemijaniu urody - jeden z toposów tego rodzaju kina).I ten wątek, poprowadzony świetnie dramaturgicznie, jest już przerażający (a dla niektórych polityków pewnie pouczający, ale oni uczą się z "House of cards"). Jest to dzieło muzealne niewątpliwie, ale do podziwiania w głównej jego sali - a obejrzenie go na dużym ekranie, bo tego rodzaju filmy to przeważnie na małym ekranie, to niecodzienna przyjemność (no i cudna w epizodzie, bo to chyba jakaś jedna z pierwszych ról, Marilyn Monroe).
krócej i zwięźlej Nomado...
O trudach rozstania z małżonkiem był film drugi: "Odchodząc" (r. C. Corsini). W tym zdaniu w zasadzie cała fabuła ujęta została. Ale w jej ramach także o niepokojącej sile namiętności (czy uczucia?) i ambicji. Bo w wypadku męża to ambicja niewątpliwie powoduje, że jest on w stanie posunąć się do wszystkiego, by żona go nie opuściła. Trudno mu zrozumieć, i podejrzewam, że wielu facetom, ale i kobietom, trudno jest zrozumieć, dlaczego Suzanne porzuca ekskluzywne bądź co bądź życie, by borykać się z podstawowymi problemami bytowymi u boku robotnika, imigranta z Hiszpanii i to jeszcze byłego więźnia. On samiec Alfa, jest śmiertelnie zraniony. A tu jeszcze dzieci, wprawdzie już duże, ale jakoś bohaterka nie ma większego problemu, nie widzimy szczególnego dramatu matki (to jest trzeci film, który tu obejrzałem w ramach przeglądu scenarzysty Antoine'a Jaccoud i jest w tych filmach jakoś tak, że fajne tematy, pomysłowe rozwiązania, klasycznie skonstruowane, ale brakuje im, szczególnie, że tematy aż się proszą o to, jakiegoś ostrzejszego pazura, nie żebym krwi pragnął, nie o krew tylko tu idzie, a umiejętność budowania nazwijmy to 'narracji perwersyjnej' bardziej nieco).
Największy problem mam z filmem "Historia Marii" (J.P. Améris). Tytułowa bohaterka jest dziewczynką głuchoniemą i niewidzącą; trafia do klasztoru pod koniec XIX wieku, gdzie cierpliwa praca jednej z sióstr doprowadza do tego, że zaczyna kontaktować się za pomocą swoistego systemu znaków z naszym światem. Mam problem, bo to jakieś takie za proste i moim zdaniem przekłamane było. Sytuacja ta, która rzeczywiście miała miejsce i po powrocie do domu być może także i do tego tematu wrócę, gdy se pogoogluję i sprawdzę fakty, aż prosi się o niezwykłą opowieść otwierającą wręcz się na transcendencję, ale i naturalizmem mocno naznaczoną. Ja nie uwierzyłem, bo choćby taki przykład (jeden z wielu): gdy już siostra Margueritta ucywilizowała to początkowe dzikie zwierzątko o imieniu Maria, przyjeżdżają rodzice, one dwie stoją i czekają, i gdy jeszcze gdzieś tam daleko rodzice są, Maria się pyta, "czy oni mnie widzą?" - jakoś nie mieści mi się w głowie, że jej wyobraźnia (nigdy nie słyszała, nigdy nie widziała) jest w stanie ogarnąć fakt widzenia, nawet jak jej to na poziomie jakiejś idei wytłumaczono, co już jest tak abstrakcyjne, że...no jak za pomocą znaków dotykowo - manualnych uprzytomnić komuś istnienie widzialnego świata? To jest temat, jak najbardziej, fascynujący i być może fundamentalny, by o transcendencji i w ogóle o tym, co trudno nam pojąć, ale, litości, nie tak prosto, jak w tym filmie... Ale ważny był dla mnie, bo me myśli brykać zaczęły i powrócę, bo to ważne...
No i na koniec, na zasadzie paradoksalnej klamry, nówka zupełna, czyli "Nieznajoma dziewczyna" braci Dardenne. Niektórym się dłużył, dla mnie świetne zakończenie dnia, tym bardziej, że akurat według mnie film był łatwiejszy w odbiorze niż wiele z tych wcześniejszych dokonań braci. Film o odpowiedzialności, o takim czułym sumieniu jak to tylko Żeromski u nas potrafił (tyle że prościej ta historia opowiedziana, bez obaw, nie ma tu żeromszczyzny). Znaleziono martwą czarnoskórą kobietę, jak się później okazuje - prostytutkę. Przed śmiercią, przed kimś uciekając, dzwoniła, by ją wpuścić, do gabinetu głównej bohaterki. Ona nie otworzyła, bo uważała, że jeżeli to jakiś spóźniony pacjent, to powinien na przyszłość zapamiętać, żeby pilnować godzin otwarcia gabinetu (później bohaterka tak się zmieniła jeśli chodzi o poziom empatii, że na stałe w miejscu pracy zamieszkała i była całkowicie do dyspozycji; Judym?) i jak następnego dnia dowiedziała się o śmierci dziewczyny, to sumienie już jej nie dało spokoju. Jak się później okazuje, nie tylko ona mogła zapobiec śmierci, ale tylko ona z taką determinacją dąży do jakiegoś zadośćuczynienia. Film o odpowiedzialności społecznej; nie jest istotny konkretny zabójca. No i nie bez znaczenia w tym momencie jest kolor skóry ofiary - pozwala on na sformułowanie ogólniejszej metafory na temat naszego uchylania się, zamykania oczu, zaniechania...oczywiście uchodźców mam na myśli. I ten charakterystyczny, lubiany przeze mnie, sposób opowiadania. Choć tym razem slow cinema to w zasadzie nie było.
Taki to był dzień - dobry...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz