wtorek, 3 lipca 2012

Komedia romantyczna

Zostałem ostatnio namówiony na obejrzenie komedii romantycznej ("zostałem namówiony" - od razu się tłumaczę, bo to przecież nie uchodzi... i jeszcze o tym pisać - wstyd), a ponieważ niewiele piszę ostatnio a i umysł zlasowany nieco czy to zmęczeniem pracą, czy też wakacyjną labą (i tak źle i tak niedobrze), to wykorzystam temat, by coś naskrobać i oderwać się od tego klimatu unieważniającego życie.
"Drzazgi"
Splecione ze sobą trzy historie (co oczywiście dzisiaj niczym oryginalnym nie jest, bo to i Altman a u nas stosunkowo niedawno rewelacyjne "Zero"; i choć to już nieco banalne, to lubię tę formę narracji ukazującą, jak w przedziwny sposób splatają nam się losy, jak [czasami?] przypadkowy [?] zbieg wypadków decyduje o naszym powodzeniu lub klęsce [bądź - powiedzmy - dyskomforcie]; chciałoby się zacytować Kochanowskiego: "nieznajomy wróg jakiś miesza ludzkie rzeczy" czy też "a na szczęście wszelakie serce ma być jednakie" [ale jak zwykle zbaczam nieco z tematu]).
Trzy historie oczywiście miłosne (no przecież romantyczna komedia).
Ale tematem tej opowieści jest także Śląsk: upadające kopalnie, upadający Górnik Zabrze, ostry podział na biednych i bogatych, niechęć do Cyganów, ciepłe relacje rodzinne i sąsiedzkie, swojskość - a także stereotyp w spojrzeniu na to miejsce wyśmiany w scenie kręcenia filmu ("bieda szyby? - u nas nigdy nie było").
To tło jest ważne; dzięki niemu ta typowa historia miłosna nabiera kolorytu.
Typowa, bo cóż w tym dziwnego, że:
- rozpieszczona dziewczyna z bogatego domu ma wyjść za mąż bez miłości, bo taki jest układ między rodzicami (oczywiście w ostatniej chwili ucieka, przekonuje się, że miłość ma jednak znaczenie w życiu - o naiwności ludzka:-) - stereotyp gatunkowy oczywiście, w życiu raczej się nie zdarza (to znaczy ucieczka sprzed ołtarza);
- chłopak, który ma romans z mężatką, ucieka, gdy zdradzany mąż mu mówi: "Ależ weź ją sobie, ale z dzieciakiem i to od jutra" (choć przyznaję - ta scena szczerze mnie rozbawiła, spodziewaliśmy się jakieś jatki a tu "rzeczywistość skrzeczy" - świadczyć to może o tym, że taki typowy to ten film nie jest);
- młody magister otrzymawszy stypendium w Bostonie chce opuścić swą dziewczynę w ciąży i zafundować jej aborcję (do końca nie wiemy, co mu tam siedziało w głowie w tej knajpie - też ładna scena, jak z "Granicy" Nałkowskiej, gdy Ziembiewicz daje kasę Justynie [zawsze się spieram z uczniami - czy na aborcję czy po prostu oddawał dług i kto ostatecznie o usunięciu ich dziecka zdecydował] i w tym momencie - chyba - przekonuje się, że ją kocha - znowu chyba... (chyba - ponieważ to jest jedna z cech komedii romantycznej, że w niej miłosne objawienia mają charakter momentalnego olśnienia i wcale nie wiadomo, co się za nimi kryje [trzeba oczywiście zwrócić uwagę, że śmierć chłopaka jest i rozczulająca - bo słyszy/nie słyszy umierając słowa dziewczyny - wiadomo jakie i jednak nietypowa dla gatunku]; tak , jak w ostatniej scenie - najbardziej pasującej do konwencji: bogata dziewczyna w welonie odjeżdża na motorze z prostym chłopakiem pochodzącym z dzielni leżącej po tej biednej stronie miasta...
Banał?
Ale jak inaczej może kończyć się komedia romantyczna?)
Dlaczego oglądałem?
Odpocząłem... po prostu:-)
Dlaczego od razu o tym pisać?
Z nudów? Bo nie stać mnie na większy wysiłek? Bo być może to jest poziom najbliższy moim ambicjom? Bo temat nieistotny - liczy się taniec palców na klawiaturze?
bo

"Drzazgi" reż. Maciej Pieprzyca

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz